Kolejne kulinarne wspomnienie z tegorocznej Chorwacji. Płynąc w osiem osób zabraliśmy na tydzień osiem palet piwa. No co? W końcu takie wakacje mamy tylko raz w roku i jest spora szansa, że wątroba wytrzyma... Nie mniej jednak, jako że w tym roku za ciepło niestety nie było (potrafiło wiać 6 w skali Beauforta, a raz uciekaliśmy z kotwicowiska o 4:30 rano, obudzeni alarmem kotwicznym, bo szedł na nas sztorm o sile 9 w skali Beauforta), to zostało nam niespodziewanie dużo tego piwa i coś z nim trzeba było zrobić. Ponieważ mieliśmy jeszcze kalafiora, kilka cebul, parę marchewek i cukinię, to postanowiłem jakoś to wszystko pożenić. Nie dość, że do ciasta weszło trochę piwa, to jeszcze fantastycznie się nim te warzywka zapijało. No dobra - koniec tej promocji lekkich alkoholi, pora przejść do szczegółów:
INGREDIENCJE:
1 kalafior
jedna cukinia
2 cebule
5 marchewek
1 mała puszka piwa (330ml)
2 jajka
2 szklanki mąki
mieszanka dalmacyjska (do zastąpienia ziołami prowansalskimi)
sól i pieprz
olej do głębokiego smażenia
SPOSÓB PRZYRZĄDZENIA:
Gotujemy wodę w dużym garnku. Kalafiora dzielimy na różyczki, marchewkę kroimy w plasterki lub słupki, jak kto woli. Z cukinii usuwamy nasiona i kroimy w nieduże kawałki (osobiście preferuję połowy plasterka). Cebulę kroimy w grube (~1 cm) plastry. Kiedy już skończymy z obieraniem i krojeniem warzyw, woda akurat powinna się zagotować. Solimy ją i wrzucamy warzywa (pewnie lepiej byłoby oddzielnie, ale na wakacjach, aż tak się nie przejmuję). Warzywa jedynie lekko obgotowujemy (~5 - 10 minut). Nie powinny być miękkie, ponieważ będziemy je jeszcze smażyć.
Kiedy warzywa się blanszują przygotowujemy ciasto - mieszamy płynne składniki i dosypujemy mąkę, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Odpowiedniej, czyli gęstszej niż na naleśniki - musi oblepić kawałki warzyw, a jednocześnie nie powinno z nich spłynąć.
Gotowe ciasto odstawiamy na jakieś 15 minut, żeby sobie odpoczęło. W tym czasie warzywa wystarczająco wystygną (bo pamiętaliście, oczywiście, żeby odlać je po wspomnianych 5 - 10 minutach, prawda?). Podgrzewamy sporą ilość oleju rzepakowego (rafinowany jest najlepszy do smażenia dzięki wysokiej temperaturze dymienia). Warzywa wrzucamy do ciasta. Początkowo każdy kawałek zanurzałem oddzielnie przed wrzuceniem go na patelnię, ale po krótkiej chwili machnąłem na to ręką, wwaliłem do michy wszystkie przygotowane warzywa i zamieszałem. Smażymy w niewielkich porcjach, do zrumienienia i wykładamy na papierowy ręcznik do odsączenia. Jak już lekko przestygnie - można zacząć ucztę!
UWAGA: przy tej ilości warzyw musieliśmy dorobić trochę ciasta, ale to już zależy od wielkości posiadanych warzyw (tak, tak - w tym wypadku rozmiar ma znaczenie...).
Możliwe wariacje:
Przygotowując to potem w domu wypróbowywałem (i nadal wypróbowuje) wszelkie inne zestawy i mieszanki przypraw (świeże i suszone zioła, curry, harissę - co kto lubi). Ponadto, dla uspokojenia własnego sumienia w temacie "kurdę, znowu przytyję" dodałem, zamiast części mąki, różne płatki i otręby.
Możliwe dodatki:
Polecam zaziki, i rozmaite sosy jogurtowe (ziołowe i czosnkowe, ostre i łagodne). Ketchup, majonez czy sos tatarski też dają radę.