Witajcie miłośnicy kulinariów! Delikatnie mówiąc, z różnych przyczyn miałem spooorą przerwę. Nie znaczy to, że nie myślałem o reaktywacji tego bloga, ale... Dzisiaj jednak nie znalazłem żadnej wymówki, więc oto jestem! W czasie, kiedy nie pisałem, to jednak zbierałem przepisy, gotowałem i robiłem zdjęcia. Dzisiaj, na dobry początek, będzie krótko. Wróciłem właśnie z wyjazdu na żagle do Chorwacji, więc na świeżo mam dania wprost z kambuza. Z ciekawszych potraw, jakie udało mi się przez ten tydzień popełnić wybrałem dwa. Chronologicznie pierwszy był :
Gulasz węgiersko-marokański
INGREDIENCJE:
1 duża cebula
1 średnia cukinia
1 czerwona papryka
1 żółta papryka
1 biała papryka
5 marchewek
~3/4 kg piersi z kurczaka
~1 litra czerwonego wina
3 kromki chleba (sam miękisz, bez skórki)
sól, pieprz
3 peperoncini (suszone papryczki wielkości ziarna ryżu)
mieszanka dalmatyńska (chorwacka przyprawa podobna do ziół prowansalskich)
olej
SPOSÓB PRZYRZĄDZENIA:
Zacząłem od posiekania i zeszklenia cebuli. Oczywiście na oleju, od razu w głębokim, 5 litrowym garze.
Na drugi ogień poszła cukinia (usunąłem nasiona i posiekałem ją w kostkę).
Papryki powinny być ugrillowane, ale na morzu, z zasady, bywa z tym krucho. Dlatego, w zastępstwie grilla, opiekłem je nad palnikiem kuchenki. Następnie usunąłem gniazda nasienne, w kostkę i do gara.
Na koniec obrałem i posiekałem marchewkę. Ponieważ robiłem to na żaglach i przy całkiem przyjemnych falach, to wkroiłem też kawałek palca. Cóż - prawdziwa sztuka wymaga poświęceń (i tej wersji będę się trzymał, proszę Wysokiego Sądu). Po opatrzeniu ran dolałem wina, tyle, żeby przykryło warzywa.
Kiedy warzywa już trochę zmiękły wkroiłem kurczaka obtoczonego w marokańskich przyprawach (jak wspomniałem powyżej - pozostałość po obiedzie dnia poprzedniego). Potem dolałem więcej wina (yachting na Chorwacji zobowiązuje), doprawiłem solą, pieprzem, mieszanką ziół i papryczkami peperoncini (trzy, wielkości ziarenek ryżu wystarczyły, żeby cały gar był na ostro).
Ponieważ z winem jednak troszkę przesadziłem, to dodałem miękisz z chleba, żeby całość zagęścić. Gotowało się to wszystko razem chyba z godzinę, a potem odstawiłem na jakieś dwie godziny, żeby się przegryzło.
Osobiście podałbym to z ryżem, ale cały wyszedł do obiadu marokańskiego, więc ostatecznie zjedliśmy z makaronem i chlebem. Załoga jakoś nie narzekała :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz